Bohemian Border Bash Camp – to nie jest wyścig

autor: Piotr Wierzbowski
4.6
(10)

3 noce w rustykalnych bieda chatkach w Czeskiej Szwajcarii, w grupie około 250 osób z podobną korbą. Fajne trasy w pięknych okolicznościach przyrody, przeskakując często między terenem Czech i Niemiec (stąd Border Bash). Wszystko w oparach czeskiego lezaka i jagera…

Artykuł przygotowany gościnnie przez Izę i Mateusza.

…to drugie to niestety niszczący wpływ nowo poznanego kolegi Bartka z Kato – pozdrawiamy!

Czy to się opłaca?

Czy to się opłaca? Nie. Finansowo się to nijak nie spina. Czy byliśmy już 3 razy? Tak! Czy pojedziemy kolejny? Bardzo prawdopodobne. Dlaczego. Bo klimat fajny jest. Ludzie zadowoleni i uśmiechnięci są. Rowery fajne są. Tereny boskie są. 

A więc warto!

Tak, bo nie wszystko, co warto, opłaca się.

Start w BBBC kosztuje 300 euro. W zamian, z rzeczy przeliczalnych na pieniądze, dostajemy:

  • 3 noclegi w chatce z 4 miejscami do spania (2 x piętrowe łóżko), malutkimi szafeczkami, prądem i światłem + dostęp do wspólnych sanitariatów z ciepłą wodą. Jest też miejsce do rozbicia namiotu lub postawienia kampera,
  • wyżywienie, co do którego można mieć mieszane uczucia, ale tragedii nie ma,
  • po kokardę batonów, żelków, izo marki Chimpanzee,
  • trochę gadżetów od sponsorów: kubeczek emaliowany, mleczko WTB, wosk, nowy model ass-savera (sztos!), czapeczka kolarska + jakieś mniejsze drobiazgi. 

KIlka słów o autorach

Z wykształcenia doktor chemii, z zawodu manager IT. Mąż­ – Mateusz, kot – Poldek. Podróże rowerowe zaczęliśmy lata temu wyjazdem do Portugalii.
Od tego czasu nie zdarzyły nam się wakacje inne niż rowerowe, jest tylko bardziej, dalej i wyżej… Dwa lata temu przeprowadziliśmy się z Warszawy do Gdańska: stosunek szutrów do asfaltów radykalnie się zmienił, płasko nie jest, a „nad morzem” to raczej „w lesie”. Mi zupełnie odbiło na punkcie rowerów, ale unikam terminu „trening”. Ja po prostu sporo jeżdżę :).
Mateusz na szczęście odgrzebał bakcyla rowerowego z liceum i tak sobie razem jeździmy.
Iza Urban
Zawodowo praca w biurze. Wolne chwile na rowerze. Rowerzysta od zawsze, kiedyś bardziej XC/MTB, 12 lat temu pierwszy raz pojechaliśmy na wakacje rowerowe (wtedy bagażniki i sakwy), 10 lat temu kupiliśmy pierwsze grawele… no a później to już się zaczął rowerowy wyścig zbrojeń, który z kretesem przegrywam.

I tak szczerze, to pewnie, gdyby nie to, że Iza wysoko zawiesiła poprzeczkę to bym aż tyle nie jeździł.


Mateusz Urban

Z rzeczy, których nie da się przeliczyć na pieniądze:

  • piękna okolica i fajnie wytyczone trasy (opublikowane na komoot, więc można sobie podebrać nawet bez płacenia 300 euro),
  • 3 dni wspólnej jazdy – piątek: Blind Bash; sobota: Bash (w 4 wersjach, od 55 do 165 km); niedziela: Hang Over ride (~35km). Jest też opcja na Big Bash (300km), startujący w piątek rano,
  • stoiska sponsorów, a tam szkolenia i warsztaty, możliwość podejrzenia najnowszej oferty, przeserwisowania rowerów. W tym roku był: Ortlieb, WTB, Lezyne, BBB, Sram, Wahoo, i kilku innych co nie pamiętam,
  • fajne wieczory przy ognisku, muzyce na żywo i DJ’u, alkoholu i pieczonym świniaku lub daniach wege,
  • towarzystwo, dużo ludzi, którzy przyjechali pojeździć bez napinki. 

Impreza tania nie jest, wg mnie finansowo broni się tylko dlatego, że ściąga sporą ilość gości z Europy Zachodniej (głównie z Niemiec), tak na oko to jakieś 80% ludzi. 

Ale do rzeczy. Piątek: Blind Bash

Trasa podzielona na krótsze odcinki, na końcu których jest mały konkurs/zadanie od kolejnego sponsora. Na początek, żeby trochę rozerwać stawkę, przejście/przejazd z piłeczką pingpongową na łyżeczce. A później, śmieszne zdjęcia u Srama, rzut dętką do celu u WTB, pompowanie koła z celem trafienie w 2.12 bar (z zaklejonym manometrem), i inne takie. 

Gdzieś w okolicy 50km był bufet z lunchem i piffkiem non-alco. Fajna zabawa przy pięknej pogodzie, i co będę powtarzał do znudzenia, w super towarzystwie. 

Sobota: Epic Bash

165km i 2800 m. up, z uwagi na wymagający wznios, start o 7.30. Pogoda miała być marna, więc na Epic zdecydowało się tylko 10-15 osób.

Prognozy zapowiadały opad przez cały dzień. Na szczęście się nie sprawdziły i … padało tylko pół dnia. Generalnie trasa fajna, szybka. Kilka sztywniutkich podjazdów (gdzie garmin pokazywał nawet ponad 20%). 

W połowie trasy, na 84. km bufet, dobrze wyposażony, batony, kanapki, izo, banany, etc… + serwis rowerowy. Do tego momentu szło to nawet zaskakująco szybko, zaczęły pojawiać się spore szane na dojazd przez zmrokiem… 1000 m po starcie z bufetu te szanse zaczęły znikać.  

Garmin Izy pokazywał srogi podjazd z fioletowym czy tam czarnym wzniosem, no nic, będzie rzeźba. Trasa łagodnie w górę, a następnie ostry zakręt w lewo… a tam drogi brak, są za to wąskie kamienne schodki, baaaardzo stromo w górę, z napisem: „Teren prywatny, przechodzisz na własną odpowiedzialność”. Chwilę się rozglądamy czy to nie gpsy coś się pogubiły. Dojeżdża jeszcze 3 kolegów z Focusa, im też wychodzi, że to tu… ruszamy. 

Miła Pani, która pieliła coś na działce, obok której się przedzieramy, ze zdziwieniem pyta czy jesteśmy pewni, że tędy chcemy iść. Po 15 minutach schodki przeszły w stromą ścieżkę pośród krzaków, po kolejnym kwadransie wreszcie wsiedliśmy  na rowery i gravelowaliśmy dalej. 

Kolejny bike&hike to było zejście ze Śnieżnika po trasie bardzo kamienistego pieszego szlaku, zajęło nam to 2x więcej niż wjazd na górę. Kolejne 40 minut w plecy.

Chyba o to w tym chodzi...

Można to lubić lub nie. Dla nas to był fun type 2. Strasznie klęliśmy w trakcie… ale teraz sobie myślę, że sumie było git. ☺ 

Po tym zejściu już było pewne, że do obozu wjedziemy po ciemku. Zeszło się nam dziewięć i pół godziny jazdy i dwanaście i pół godziny łącznie (bufet + bike&hike sekcje).

Rozmawialiśmy później o tym z Ondrejem (organizatorerm BBBC i autorem tras), celowo wprowadził takie przygodowe urozmaicenie. 

Wieczory upływały w atmosferze pikniku, przy ognisku, muzyce lokalnych bandów, piffku, jager’ze, pieczonym świniaku (czy całkiem spoko opcjom wege).  Snucia się po butkach sponsorów, oglądaniu pokazów regulacji hamulców, owijania kiery, zamleczania open, etc. Poznawaniu ludzi. Gadaniu. Oglądaniu rowerów innych uczestników. 

Podobał Ci się artykuł? Dodaj swoją ocenę!

Kliknij, aby ocenić

Średnia ocena 4.6 / 5. Liczba głosów 10

Dodaj pierwszą ocenę!

Dodaj komentarz

You may also like

Instagram Rezerwatu

RP_LOGO_PODSTAWOWE_320

Rezerwat Przygody to blog, podcast i kanał na YouTube, stworzone by propagować aktywny, uważny i zdrowy styl życia. 

 

Na stronie dzielę się z Wami własnymi doświadczeniami, ale też przedstawiam opinie innych.

 

Chcesz się ze mną skontaktować? Skorzystaj z kontaktu tutaj.

Przygotowanie do ultramaratonu

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera.
Wiadomości wysyłamy nie częściej niż raz na kilka tygodni.
W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia lub wypisać się.

©2020-2024 Piotr Wierzbowski

Zobacz dostępne kupony

Podczas przeglądania stron internetowych Sklepu używane są jedynie niezbędne do działania pliki „cookies”. Ich stosowanie ma na celu poprawne działanie stron Sklepu Rezerwat Przygody. Akceptuję Dowiedz się więcej