Nowy Rok jest okresem podsumowań, a to z kolei skłania do planowania przyszłości. Kto z nas nie robił postanowień przed 1 stycznia? Co sprawia, że tak mały odsetek planujących jest w stanie faktycznie wytrwać w postanowieniu zmiany? Jak sprawić, by być jedną z osób, które „dowożą plan” do końca roku?
Ten temat jest mi bliski z kilku względów.
Po pierwsze jestem sportowcem amatorem, a to wiąże się z planowaniem i utrzymywaniem „rygoru” treningowego. Słowo „rygor” zapisuję umyślnie w cudzysłowie, ponieważ przy odpowiednim podejściu ów rygor staje się całkiem przyjemną, powtarzalną rutyną.
Na drugim miejscu wymieniłbym swoją pracę. Zawodowo pomagam ludziom i firmom zabezpieczyć swoje zdrowie (opieka medyczna) i rodziny (finansowo) i staram się robić to w najwyższym możliwym standardzie. Klienci oczekują pewnego poziomu obsługi, a ja chcę im zapewnić satysfakcję z mojej pracy. Nierozerwalnie wiąże się to z planowaniem, spełnianiem wcześniejszych ustaleń i konsekwencją w działaniu.
Po trzecie, jestem absolwentem Akademii Trenerów Mentalnych Jakuba B. Bączka. Spędziłem z nim i jego współpracownikami na tyle dużo czasu, aby przyswoić sporo wiedzy teoretycznej i praktycznych umiejętności, dzięki którym teraz mogę łatwiej… no właśnie, chociażby dotrzymywać postanowień noworocznych.
Co z tymi postanowieniami?
Od razu przyznam się, że nie jestem wielkim fanem postanowień noworocznych. Zdecydowanie wolę własną wewnętrzną potrzebę jako motywację, nie jakąś datę w kalendarzu. Problem z 1 stycznia jest taki, że za chwilę będzie 2, 3, a później 23 stycznia. Do tego czasu część osób już nie pamięta, o co dokładnie chodziło. To jak zapisać coś na kartce kalendarza, która dawno zniknęła z pola widzenia.
Jestem za to zwolennikiem planowania. W przeciwieństwie do spontanicznego działania, łatwiej jest skupić się i skoncentrować siły na konkretnym celu.
👉 Ciekawostka 💡
Czy wiesz, że mniej niż 3% społeczeństwa zapisuje swoje cele? Oznacza to, że ponad 97% postępuje bez przygotowanych celów. Gdybyś wyszedł z domu bez wiedzy o tym, gdzie i o której godzinie powinieneś się znaleźć w konkretnym miejscu (np. na dworcu kolejowym przed odjazdem pociągu), jaka jest szansa, że zupełnie przypadkowo będziesz tam o właściwej porze?
Motywacja
W przeciwieństwie do motywacji związanej z datą w kalendarzu, motywacja wewnętrzna ma wielką zaletę – jest z nami cały czas. Nieważne, czy jesteś w pracy, w drodze, na rowerze czy w sklepie – zawsze możesz usłyszeć swój wewnętrzny głos. Taką sytuację porównałbym do chmury, z której zawsze możemy pobrać potrzebne zdjęcia. Gdziekolwiek jesteśmy.
Zanim jednak zagłębimy się w motywację do działania i omówimy sposoby jej utrzymania przez dłuższy czas, zacznijmy od początku.
Droga nie zawsze będzie łatwa i usłana różami. Nieraz los wetknie Ci przysłowiowy kij w szprychy (dosłownie)! Dlatego musisz wiedzieć… no właśnie…
Dlaczego to robię?
Wielu autorów literatury motywacyjnej i psychologicznej świetnie opisuje najważniejszą rzecz, od której należy zacząć. Simon Sinek nazwał nawet jedną ze swoich książek „Zaczynaj od dlaczego” oraz kolejną „Znajdź swoje dlaczego”.*
Uważam, że wszelkie działania związane z pracą, sportem czy życiem osobistym nie mają sensu i w dłuższej perspektywie są skazane na obumarcie, jeśli nie są zgodne z naszym „dlaczego”.
Skąd wiedzieć, że są zgodne? Musisz zdefiniować swoje „dlaczego”. Jest wiele sposobów na podróż wgłąb samego siebie.
Jednym z najprostszych jest zadanie sobie pytania: „Co robił(a)abym, gdybym nie musiała/nie musiał(a) zarabiać na życie?” Po prostu wyobraź sobie taką sytuację, że nie musisz chodzić codziennie do pracy, a pracujesz dla przyjemności. Co by to było? Czy wolisz spędzać czas przy komputerze, czy na rowerze? W biurze, czy w lesie? Nie ma tutaj dobrej lub złej odpowiedzi. Ważne, aby była ona szczera i zgodna z tym, co czujesz.
Nieco odważniejszym pytaniem, jakie możesz sobie zadać jest „Co robił(a)bym, gdybym wiedział(a), że pozostało mi 10 lat życia?” Brzmi nieco drastycznie? Wg badań psychologów z całego świata, na łożu śmierci ludzie żałują najbardziej, że:
- „Nie żyłem tak jak chciałem, tylko tak, jak oczekiwali tego inni.”
- „Tak dużo pracowałem.”
- „Nie miałem odwagi okazywać swoich uczuć.”
- „Straciłem kontakt ze swoimi przyjaciółmi.”
- „Nie pozwoliłem sobie być szczęśliwym.”
Po takiej analizie, kilka lat temu, życie niezawodowe stało się dla mnie znacznie ważniejsze, niż poprzednio. Co ważniejsze, zacząłem być szczęśliwy bez poczucia winy wobec siebie i swojego pracodawcy. Paradoksalnie, z roku na rok staję się skuteczniejszy pod względem sprzedażowym, bo przecież w typowej korporacji skuteczność jest miarą „wartości” pracownika.
Zdaję sobie sprawę, że w tej chwili może mnie nienawidzić wielu menadżerów. Ale wiem, że Ci nowocześni liderzy sami żyją w sposób zgodny z ich wnętrzem i pozwalają swoim pracownikom spełniać się, aby przy okazji spełniali się w pracy zawodowej.
Efekt długofalowy
Zazwyczaj ludzie przeceniają to, co mogą zrobić w ciągu roku, a nie doceniają tego, co mogą osiągnąć w ciągu dziesięciu lat.
Wyznaję zasadę, że nie ma większego (lub wręcz żadnego) znaczenia, który dojadę na metę na jednym z ultramaratonów, na które się zapisałem. Ma jednak wielkie znaczenie, że się na nie zapisałem, co motywuje mnie do trenowania i przygotowania. To z kolei powoduje, że nabieram siły i doświadczenia, więc kolejne wysiłki przychodzą z łatwością. O ile efekty działań lub zaniechań rzadko widoczne są od razu, o tyle łatwo jest dostrzec różnice po 10, 20 latach.
Dlatego zadaj sobie kolejne dwa pytania, najlepiej zapisując odpowiedzi.
- Jak będzie wyglądało moje życie za 10 lat, jeśli będę robić to, co postanowiłem.
- Jak będzie wyglądało moje życie za 10 lat, jeśli nie będę robić tego, co jest dla mnie ważne.
Na tym etapie pozostaje… założyć maseczkę i działać!
Decyzja o działaniu
Skoro już wiesz co chciałbyś robić, dlaczego miałbyś to robić oraz zdajesz sobie sprawę, co się stanie, jeśli nie będziesz tego robić, podejmij postanowienie, że to zrobisz!
Brian Tracy w obrazowy sposób pokazuje, jak spełniać duże i kompleksowe cele. Na pytanie: „Jak zjeść słonia?” odpowiada: „Po kawałku!”. Jako wegetarianin nie zjadłbym słonia, ale wiadomo, o co chodzi. Po prostu podziel swój cel na kawałki.
12 000 km w ciągu roku wydaje się sporym dystansem dla jednych i znikomym dla innych. Znam ludzi, którzy pokonują rowerem 2, 3 razy tyle. Znam też takich, który ledwie przejeżdżają taką odległość samochodem. To był po prostu mój cel na 2020 rok. Kiedy uświadomisz sobie, że taki dystans to zaledwie niecałe 33 kilometry dziennie, o wiele łatwiej jest uświadomić sobie, że jest to możliwe do zrobienia. Pomińmy na razie dyskusję, czy warto jeździć dużo, czy może przy mniejszych objętościach skupić się na jakości – to jest rzeźbienie, dopracowywanie szczegółów. Najpierw trzeba ruszyć z miejsca!
Akceptacja ceny
Niektórzy wierzą, że można mieć coś za darmo. Uważam, że faktycznie są w życiu rzeczy, za które nie płaci się pieniędzmi, ale nie są to przedmioty materialne.
Najważniejsze w życiu – zdrowie, szczęście, spokój, poczucie bezpieczeństwa, miłość, mają swoją cenę w innej walucie – oddaniu, zaangażowaniu, wytrwałości, cierpliwości, pomocy innym, wsparciu.
Uświadom sobie, że Twój cel też będzie kosztował. Nie chodzi o cenę nowego roweru, czy modnych okularów. Najcięższe maratony szutrowe pokonują ludzie w bawełnianych koszulkach i na najtańszym możliwym sprzęcie. Prawdziwą ceną jest zaangażowanie czasowe, praca nad sobą, ból podczas treningu czy cokolwiek, co przychodzi Ci właśnie do głowy. Ważne jest, abyś uświadomił sobie tę cenę i – o ile nie jesteś samotnikiem żyjącym w szałasie – ustalił ze swoją rodziną, że jesteście gotowi ponieść ten koszt dla osiągnięcia celu. Kiedy już to zrobisz, nie wracaj do decyzji. Podjąłeś właśnie zobowiązanie, że zapłacisz cenę, choćby nie wiadomo jakie przeszkody pojawiły się na drodze. Dlaczego miałbyś to zrobić? Przecież dobrze wiesz z poprzednich etapów. 🙂
Zamknięty z powodu pandemii? Zawsze możesz uciec, nawet jeśli tylko wirtualnie. Ale mięśnie pracują naprawdę!
Inspiracja i motywacja
Czy byłeś kiedyś na spotkaniach motywacyjnych, które przyciągają setki, czasem tysiące ludzi? Co do zasady, jeśli to komuś pomaga, nie widzę w tym niczego złego. Kłopot z takimi imprezami polega na tym, że działają one bardzo krótko. Otrzymujesz zastrzyk… inspiracji, którego działanie gaśnie po kilku dniach.
Inspirować możesz się również znanymi postaciami i ich sukcesami. Pamiętam plakaty piosenkarzy i aktorów, które wieszałem na ścianie w latach wczesnej młodości. No cóż, nie zostałem ani piosenkarzem, ani aktorem.
Inspirację traktuję jak iskrę, która czasem jest niezbędna. Może być jak eureka, olśnienie. Jednak bez zadbania o rozpalenie ogniska, które będzie stale płonąć, zgaśnie bezpowrotnie. Co więcej, po którejś z kolei inspiracji i porażce w jej utrzymaniu, możesz wręcz zrazić się do dalszych prób i utwierdzić w błędnym przekonaniu, że nie warto próbować.
Dlatego znacznie ważniejsza od inspiracji (przecież wiesz już – co, dlaczego i dla kogo chcesz robić) jest motywacja. To ta informacja w chmurze, o której pisałem wcześniej.
Chmura motywacji
Nic tak nie motywuje do działania, jak świadomość własnego celu. To już wiesz.
Zaraz na drugim miejscu wymieniłbym upublicznienie tego celu. W czasie mediów społecznościowych to dziecinnie proste. Publikujesz zdjęcia z treningu na Stravie? Posty na Facebooku? Dołącz więc do grupy, która jest spójna z Twoimi zainteresowaniami i powiedz im o tym, co chcesz osiągnąć. W pojedynkę możesz czuć się jak dziwak, jeżdżąc zimą na rowerze, ale w większej grupie będziesz czuć się jak pączek w maśle. Ktoś zrobi więcej kilometrów, niż Ty? No i co z tego, pewnie ma inny cel. 🙂 Ważne, że nawzajem będziecie motywować się, aby wstać od telewizora i ruszyć do działania!
W kupie raźniej! 😉 Pomimo, że z reguły jestem samotnym wilkiem i bikepacking traktuję jak wielogodzinną medytację w ruchu, czasem dobrze mieć do kogo otworzyć buzię 🙂
Oprócz motywowania się w Internecie, warto od czasu do czasu poznać ludzi w realu, wybierając się np. na ustawkę. Jedziesz wtedy z nowo poznanymi osobami i na dodatek poznajesz nową trasę. To doskonały sposób na wyjście z rutyny, która po jakimś czasie może zacząć Cię przytłaczać. W końcu ile razy można jeździć tym samym śladem? Nawet, jeśli Twoim celem jest zdobycie segmentu na Stravie. 🙂
Objazdy zawodów to również doskonała okazja do poznania innych pozytywnie zakręconych osób i sposób na wymianę doświadczeń. Jako organizator Wanoga Gravel i Brejdak Gravel będziemy organizować takie przejazdy. Ale imprez jest wiele (patrz kalendarz) i nie musisz czekać na organizatorów, aby objechać trasę. Skrzyknij na grupie kilku znajomych i ruszajcie w drogę!
Co, jeśli nie lubisz jeździć w grupie? Ja czasem lubię powłóczyć się samotnie. Wtedy motywują mnie możliwość spokojnego przebywania z samym sobą oraz natura, która co jakiś czas daje mi nagrodę za wytrwałość.
Kiedy potknie się noga
Specjalnie nie zastanawiam się, czy się potknie. Oczywiście, że to się zdarzy, a Ty się przewrócisz (czyli coś przeszkodzi Ci w drodze do celu). Bądź gotowy na nieprzewidziane wydarzenia. Ważne, jak się wtedy zachowasz.
Oczywiście można stanąć i narzekać na okoliczności. Ale Dawid szuka objazdu. Zawsze jest jakiś sposób!
Rower to nie jedyny priorytet, prawie na pewno nie najważniejszy dla Twojej rodziny. Dlatego tym bardziej istotne jest wcześniejsze ustalenie zasad i „ceny” dla wszystkich. Kiedy jednak zdarzy się, że musisz zrezygnować z planu treningowego na dzień czy dwa, nic złego się nie dzieje. Jeśli postanowiłeś trenować przez 200 dni w roku, dzień absencji to tylko 0,5% całego celu. Nie tylko nie storpeduje to Twojego planu, ale możesz taki dzień nadrobić w innym czasie. Uważaj, aby nie kumulować tych pojedynczych potknięć i aby rezygnacja z działania była wyjątkiem, nie rutyną.
„Już nie daję rady!”
Znasz to uczucie, kiedy nie możesz już dalej, prawda? Psychologia ma na to określenie – uprowadzenie emocjonalne. Oznacza to, że kiedy na ultramaratonie jedziesz i czujesz, że nie masz pojęcia, po co Ci to i nie masz siły jechać dalej, to tylko złudzenie. Po prostu nie rób tego, co dyktuje Ci pierwsza reakcja. Przypomnij sobie swój prawdziwy cel i trzymaj się go. WIzualizuj metę. Dalej zajeżdżają ci, którzy trenowali (bo tak postanowili) i nie dają się łatwo uprowadzić. Jeśli nie jesteś jeszcze w tej grupie, przy odrobinie pracy możesz do niej dołączyć.
Odroczona nagroda
Kiedy działasz konsekwentnie, czas mija szybko, a Ty masz poczucie, że dobrze go wykorzystałeś. To bezcenne i bardzo uskrzydlające uczucie. Nim się obejrzysz, minie kolejny rok. Tylko od Ciebie zależy, gdzie będziesz wtedy, jako człowiek, kolarz, pracownik czy właściciel swojego biznesu. Nie marnuj więc czasu. Wszyscy mamy go tyle samo. Wykreśl ze słownika zdanie: „Nie mam czasu” i działaj. Rób spokojnie i bez kompulsywnego miotania się to, co postanowiłeś codziennie lub możliwie często. Rób małe kroki do TWOJEGO celu, zgodnie z TWOIM planem.
Symboliczna nagroda po 26-godzinnej jeździe z Gdyni do Szczecina 🚴🍺😋
Życzę Ci spełnienia planów, przynajmniej tych najważniejszych. Bądź dobry dla siebie i innych. Daj sobie miejsce na błędy. Ale nie przestawaj dążyć do spełnienia! 💪👍
* – zamieszczone linki nie są afiliacyjne, nie mam żadnych korzyści z ew. zakupu książek przez te odnośniki. Chcę jedynie ułatwić Czytelnikowi zapoznanie się z cytowanymi tytułami.
3 komentarze
Daj znać, jakie Ty masz sposoby na podtrzymanie planu 😉
Piotrek, rady bardzo dobre. Najważniejsze to mieć cel. Ale ważnym jest też żeby ten cel był realny do wykonania.
Wrzuć moze jakiś wpis na temat twojego podejścia do jedzenia mięsa, a raczej jego braku;) Jakie przynosi korzyści wegetarianizm i ile wyrzeczeń cię to kosztuję. Z góry dziękuję i do zobaczenia na trasie.
Radku, dzięki za komentarz!
Chętnie o tym opowiem. Zwlekam, aby czytelnicy nie mieli poczucia, że indoktrynuję wege-filozofią. Wiesz, jak spolaryzowane jest nasze społeczeństwo.
Ale jak najbardziej, temat będzie.
I od razu napiszę, że to nie wymaga wyrzeczeń. Rezygnujesz z czegoś dla dobra innych i planety. To jak rezygnacja z innych rzeczy w tym samym celu.
Do zobaczenia!